Marzyłam o spróbowaniu owocu kakaowca od czasu, gdy mając około 9 lat przeczytałam artykuł o Polce podróżującej po Ghanie. W wywiadzie pani wspominała, że ten owoc w ogóle nie smakuje „czekoladowo” i że mógłby przypaść do gustu Europejczykom. Nie trzeba jednak koniecznie lecieć do Ghany, aby spróbować kakaowca. Ghana zajmuje drugie miejsce pod względem produkcji kakao na świecie, wyprzedza ją Wybrzeże Kości Słoniowej, a podium zamyka Indonezja.
Czekoladowa wioska Cau Chocolates
Najpierw rozglądaliśmy się za tymi owocami na targu, ale wszędzie były tylko mangostany, salaki, duriany, rambutany i grenadille. Szukając restauracji serwujących potrawy z kakaowca na Bali, przypadkiem natrafiliśmy na fabrykę czekolady Cau Chocolates znajdującą się około 30 km na północny zachód od Ubud. Z opinii wynikało, że można ją zwiedzać, więc zdecydowaliśmy się tam wybrać skuterem. Ten obiekt znany jest też jako Desa Coklat Bali, czyli w tłumaczeniu na język polski „Balijska, czekoladowa wioska”.

Po zaparkowaniu, obsługa przywitała nas, wskazała drogę do restauracji i opowiedziała o możliwości zwiedzenia plantacji i fabryki. Koszt zwiedzania wynosił 150 tysięcy rupii za osobę (+podatek), co było dość wysoką ceną jak na indonezyjskie standardy. Możliwa była płatność kartą, więc zgodnie z wakacyjną filozofią „yolo” szybko zdecydowaliśmy się skorzystać z oferty. W końcu jak często ma się okazję zwiedzić plantacje kakao gdy na co dzień mieszka się w zimnej Polsce?
Wycieczka z przewodnikiem
Wycieczka mniej więcej przebiegała przez kolejne etapy produkcji czekolady. Rozpoczęła się od szkółki, gdzie można było podziwiać malutkie sadzonki. Obok, w koszach wyłożonych i przykrytych liśćmi bananowca, leżały wyłuskane z owocu nasiona. Taka fermentacja stanowi jeden z pierwszych etapów produkcji czekolady. Następnie sfermentowane nasiona są suszone w szklarni, do której również mieliśmy możliwość zajrzeć. Po otwarciu drzwi od razu czuć było uderzenie gorąca, w połączeniu z zapachem świeżego kakao.



Ogród i plantacja
Następnie przewodniczka zaprowadziła nas na plantację i zaczęła z ogromną pasją opowiadać o rosnących tam roślinach i ich odmianach. Pokazała nam drobniutkie kwiaty kakaowca, owoce kakaowca o różnym stopniu dojrzałości, ananasy i mangostany, jednocześnie wyjaśniając jak poznać, kiedy są one dojrzałe. Opowiedziała również o tym, jak starają się ekologicznie dbać o plony, jak zmiany klimatu wpływają na uprawę, jakie szkodniki zagrażają i jak się przed nimi bronić. Wspomniała także, że jej syn z ciekawością próbuje wyhodować jabłoń w doniczce, lecz niestety jabłonie nie tolerują balijskiego klimatu. Natomiast my opowiedzieliśmy o identycznym problemie z naszym drzewem mango w Polsce. Pokazała nam też drzewa zadedykowane Japonii, ze smutkiem dodając, że niestety nie wie, co jest napisane na plakietkach. Na szczęście Asia jest lektorką języka japońskiego i rozwiała wątpliwości, ku ogromnej radości przewodniczki, która, jak się okazało, jest w głębi duszy otaku i uwielbia anime.



Nietypowa atrakcja
Jedną z atrakcji było samodzielne zebranie dojrzałego owocu z drzewa, a następnie jego własnoręczne otwarcie i ostatecznie zjedzenie. Okazało się, że kakaowce można otwierać… bambusowym kijem. Uderza się nim kilka razy w okolicach środka owocu, jednocześnie obracając go, aż skorupa sama pęka. Musimy się zgodzić z podróżniczką z Ghany – w samym owocu nie było wyczuwalnego aromatu kakao. Miąższ był kwaskowy, lekko słodki, a nasiona przyjemnie chrupały. Przewodniczka pozwoliła nam skosztować po 2 owoce z dwóch różnych odmian. Jednak gdybyśmy wcześniej nie wiedzieli, że to dwie różne odmiany, prawdopodobnie nie zauważylibyśmy różnicy.


Degustacja
Na sam koniec obejrzeliśmy przez szybę linię produkcyjną i wysłuchaliśmy opisu końcowych etapów produkcji. Jednocześnie mieliśmy okazję skosztować różnorodnych rodzajów czekolady dostępnych w ich sklepiku, a było ich mnóstwo: gorzka, mleczna, kokosowa, imbirowa, melonowa, z chilli… Wszystko w cenie biletu wstępu. Naszym ulubionym smakiem okazały się chrupki z ziaren kakaowca w cukrze palmowym.
Restauracja
Na terenie fabryki dostępna jest również restauracja, gdzie można zamówić lody czekoladowe podane wraz z miąższem kakaowca w jego własnej skorupie. Nie trzeba jednak wykupywać wycieczki z przewodnikiem, aby skosztować świeżego owocu kakaowca. Próbowaliśmy tam również czekoladowej pizzy (zdecydowanie bardziej posmakuje dzieciom), czekolady pitnej (była w porządku, ale trochę za rzadka) oraz szejków z awokado i czekolady (gęste i przepyszne!).



Podsumowanie
Cau Chocolates nie pojawiło się nigdzie podczas przeglądania atrakcji na Bali. Znalazłam je dopiero, przeszukując ręcznie miejsca oferujące kakao/czekoladę. Nie mają też zbyt wielu opinii na Google Maps, więc nie jest to chyba zbyt znana atrakcja. My bardzo miło wspominamy zwiedzanie plantacji i również polecamy Wam skorzystanie z tej opcji. Jeżeli jednak jesteście przekonani, że nie interesuje Was produkcja czekolady, to warto chociaż zajrzeć do tamtejszej restauracji i spróbować świeżego owocu kakaowca z lodami, na przykład w drodze z Ubud do wodospadu Leke-Leke.
Czekolad od Cau Chocolates nie widzieliśmy w sklepach w Ubud, ale można je nabyć w strefie bezcłowej na lotnisku. Tam jednak są one około dwukrotnie droższe niż w firmowym sklepie.

Dodaj komentarz